Modą się specjalnie sugerować nie należy, ale... moda na "artjournale" przypadła mi do gustu. Nie dość, że mogę nawklejać wszelkie możliwe obrazki, popaciać wszelką możliwą farbą, to jeszcze czasem bywa to to i odkrywcze i inspirujące a nawet mądre... ;) Toteż z ochotą przewyższającą moje stękanie w temacie:" nie uuuumiem rysować", rzuciłam się na pierwszy lepszy zeszyt i proszę bardzo, oto i on:
Śmieci, znaczy się: grunge są? Są! wszelkie jakie mi w rączkę wpadły. A co do Arte... hmmm... nie czepiajmy się specjalnie... ;)
O tym, ze należy używać jednak ciut grubszego papieru niż bibułkowy (rany, na czym te nasze dzieci piszą, papier prześwituje lepiej niż... pergamin) przekonałam się za późno, a także i o tym, że warto inwestować w farby dobrych marek, bo nie przypominają wtedy rozwodnionego kiślu... Słyszeliście kiedyś o transparentnych akrylach??? Możecie je sobie obejrzeć na okładce. Ja, w każdym bądź razie, jeszcze nie. Proszę, ile to rzeczy nauczyłam się przy tak zwanej okazji...
Dobrego czasu Wam życzę :D
No comments:
Post a Comment